The Thaumaturge to uczta nie tylko dla Warszawiaków, przyprawiona szczyptą mistyki i demonologii

Jestem ponoć gatunkiem wymierającym – Warszawiakiem nie tylko z urodzenia, ale również korzeni wrośniętych na przestrzeni kilku poprzednich generacji, więc poniekąd nierozerwalnie związanym ze stolicą. Być może dlatego wieści o grze polskiego studia Fool’s Theory przyjąłem z tak dużym zainteresowaniem. Już po kilku pierwszych godzinach z The Thaumaturge jestem przekonany, że takich gier potrzebujemy – nasyconych lokalnym klimatem miejsca, o którym dziś możemy jedynie poczytać, zobaczyć na starych zdjęciach i posłuchać w zarchiwizowanych wspomnieniach. I choć wojenna pożoga niemal zmiotła to miejsce z mapy świata, nadal tu jesteśmy. Kto wie, może to dzięki tzw. Salutorom?
The Thaumaturge to uczta nie tylko dla Warszawiaków, przyprawiona szczyptą mistyki i demonologii

Taumaturgia to inaczej cudotwórstwo, ale nie będę udawać, że wcześniej ten termin w ogóle znałem. W kontekście nowej gry studia Fool’s Theory taka definicja nie wydaje mi się jednak dostatecznie precyzyjna. Określenie to mogą nieco lepiej znać fani gier RPG, w których taumaturgia to jedna ze zdolności symbolizujących szeroko rozumianą magię. I jeśli w ten sposób spojrzeć na głównego bohatera historii, w mig stanie się jasne z czym przychodzi mu się borykać. Bo z posiadania takich, a nie innych umiejętności wynikają nie tylko same korzyści, ale również swoisty emocjonalny bagaż. Na scenę wchodzi więc pojęcie wewnętrznych demonów, a z takimi wielu z nas (ja na pewno) pojedynkuje się niemal codziennie. Bo czy nie łatwiej byłoby po prostu pewnych rzeczy nie widzieć?

The Thaumaturge – historia, lokacja i specyficzna lokalizacja

Miejscem akcji The Thaumaturge jest Warszawa w pierwszych latach XX wieku, a zatem w okresie schyłkowym dla zaborów, które de facto wymazały nasz kraj z mapy Europy na 123 lata. Pozostające nadal pod kontrolą Imperium Rosyjskiego miasto jest zlepkiem wielu kultur i warstw społecznych, ale w 1905 roku coraz mocniej odciska się w nim echo przetaczającej się przez Królestwo Polskie i ościenne regiony rewolucji robotniczej. Na ulicach buzuje i bywa niebezpiecznie. W tym całym zamieszaniu do Warszawy po 15 latach nieobecności powraca Wiktor Szulski, nasz protagonista obarczony ciężarem widzenia więcej, zgodnie ze słynnym “czuciem i wiarą co silniej mówi niż mędrca szkiełko i oko”.

Szulski przyjeżdża zbadać tajemniczą śmierć swojego ojca, również taumaturga, z którym relację śmiało można określić bardziej współczesnym terminem “to skomplikowane”. Stopniowo wraz z postępami gry wypadają tu i ówdzie strzępki informacji, na bazie których możemy poznać złożoną historię samego Wiktora i jego rodziny nieco lepiej. Tu zresztą pojawia się pierwsza wskazówka dotycząca zawartości The Thaumaturge – to nie jest propozycja dla niecierpliwych. Czytania będzie sporo, dialogi postaci toczą się swoim niespiesznym tempem i nawet sama walka odbywa się w systemie turowym. Nie zmienia to jednak faktu, że Fool’s Theory udało się zbudować ciekawą historię z potencjałem na kontynuację.

Co do samej lokacji – nie sposób odmówić projektantom poziomów z Fool’s Theory pieczołowitości. Warszawa z początku XX wieku to wielopoziomowy, multikulturowy tygiel. Miks zapierających dech w piersiach kamienic i posiadłości wymieszany z rejonami wręcz utopionymi po szyję w biedzie, błocie i brudzie, które przywodzą skojarzenie z ekranizacją “Lalki” Bolesława Prusa w reżyserii Wojciecha Jerzego Hasa z 1968 roku. Szkoda, że nie możemy się po tych wszystkich lokacjach poruszać w pełni swobodnie – w wielu miejscach natrafiamy na niewidzialne ściany, a izometryczny ruch kamery jest nam odgórnie narzucony. Gratką dla miłośników historii są wszechobecne skrawki informacji zapisane ówczesnym językiem, nawiązujące do realnych postaci i wydarzeń z tamtego czasu, pogłębiające immersję rozgrywki.

Przechodząc do jednego z głównych elementów, czyli rzeczonej taumaturgii, nie sposób nie wspomnieć o Salutorach, czyli demonach żerujących na ludzkich skazach spotkanych postaci, które po okiełznaniu przez głównego bohatera stają u jego boku podczas licznych potyczek z oponentami. W istotnych momentach historii Wiktor Szulski korzysta również ze swoich magicznych umiejętności do manipulowania umysłami innych ludzi, a także wnioskowania na podstawie przedmiotów noszących ślady swoich właścicieli. W większości przypadków (być może to taka cecha ówczesnych) nie obejdzie się bez tzw. oklepu, a ja odnoszę wrażenie, że brakuje tu nieco równowagi między siłowym i nie siłowym rozwiązaniem danego zadania.

Bardzo specyficznie The Thaumaturge podchodzi do kwestii narracji, która została zrealizowana w większości z udziałem polskich aktorów/lektorów mówiących po angielsku. Polska wersja językowa jest wyłącznie w warstwie napisów oraz interfejsu i ja się temu nie dziwię, bo produkcja idzie na cały świat, a nie tylko do stosunkowo wąskiego grona graczy polskojęzycznych. Być może z czasem i wersjami na konsole pojawi się też polski dubbing. Dużo zależy od tego, jakie recenzje zbierze tytuł. Wymowa polskich imion, nazwisk i niektórych terminów na wstępie potrafi uderzyć nie adekwatnością, ale bardzo szybko staje się znakiem rozpoznawczym i przestaje przeszkadzać. Uderza za to mnogość akcentów (bo i postaci w grze o światowym rodowodzie tu nie brakuje).

The Thaumaturge zapowiada się na dobry początek serii

Gdybym miał zachęcić do zagrania w The Thaumaturge, który obecnie dostępny jest jedynie na platformie PC (docelowo trafi też na konsole, ale jeszcze nie wiadomo kiedy), użyłbym głównie wabika o nazwie KLIMAT. Nie jestem wytrawnym graczem (nawet do takiego miana nie zamierzam aspirować), ale nowa produkcja Fool’s Theory porwała mnie kombinacją kilku składników, wśród których właśnie rzeczony klimat wybija się na czoło peletonu. Specyficzne czasy, nasycone niepewnością i ekscytacją, postacie o nadprzyrodzonych zdolnościach, walka z wewnętrznymi demonami (przynajmniej tu wiadomo skąd przyszły), a do tego mnóstwo akcentów historycznych do zgłębiania na własną rękę po czasie gry (przykleiłem się na dobre do szukania dodatkowych informacji o niektórych “znajdźkach”) wciągnęły, dając zapomnieć o rzeczywistości.

Czytaj też: Po dwóch latach wróciłem do Night City. Cyberpunk 2077 w końcu dorównał do poziomu oczekiwań

Nie jest to tytuł pozbawiony wad, a może raczej typowych chorób wieku dziecięcego. Za takie je uważam, bo temat nadaje się na rozwinięcie i początek nowej serii, w której sporo da się poprawić. Graficznie mam mieszane odczucia – nie jest to poziom dorównujący grom AA, do których zalicza się The Thaumaturge, mimo wykorzystania najnowszej wersji silnika Unreal Engine, dającego w tym względzie spore pole do manewru. W tym aspekcie jest dość nierówno, bo z jednej strony miło patrzy się na stworzone lokacje, ale już same twarze bohaterów czy animacje w czasie walki przywodzą na myśl czasy mocno niedzisiejsze. Tu pojawia się słynne TO ZALEŻY. Osobiście mi to nie przeszkadza, ale wolę o tym wspomnieć. 

Czy poza Polską gracze chętnie łykną temat? Pierwsze recenzje z rynku wskazują żywe zainteresowanie i przy odrobinie chęci ze strony developera, jest w tym tytule pewien potencjał. Jeśli mielibyśmy 10-punktowy system ocen, dałbym tu mocne 7,5 w porywach do 8 punktów. Jestem bardzo wdzięczny ekipie 11 bit studios, która jest dystrybutorem The Thaumaturge, za udostępnienie kodu do ogrania tego tytułu jeszcze przed premierą. Moja przygoda z Wiktorem Szulskim tak naprawdę dopiero się zaczyna.